Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/271

Ta strona została skorygowana.

więcéj ofiarą do rocznika krwi, rzekł potrząsając głową, ale ofiary konieczne! nie tracimy ani nadziei ani odwagi. Moskale więcéj od nas są potrwożeni... A! gdyby broń była... Przerwano nam wkrótce rozmowę, oddział chwilowo tylko dla zaopatrzenia się przybył do miasteczka i natychmiast wyruszyć musiał; kilkunastu mieszczańskich chłopców i czeladzi przyłączyło się do niego, ten i ów wyniósł starą broń, zakopane od 1831 r. żeleżce, szablicę zardzewiałą. Wszystko to dawano ukradkiem, sąsiad oglądał się na sąsiada aby go potem nie doniósł, żywność wynoszono kryjomo, grosz ofiarowywano przez trzecie ręce, znaczniejsi mieszczanie płacząc pochowali się. Po za łzami, entuzyazmem czuć było postrach, przewidywanie następstw.
„Patrzałem na tę scenę ze wzruszeniem i wystawiałem sobie jedno z ostatnich powstań izraelskich przeciwko potędze Rzymu. Wszystko tam tak samo być musiało, losy to naszéj ojczyzny staréj powtarzały się w żywym obrazie, toż samo prześladowanie, bohaterstwo, ofiary, postrachy, takież blade męczenników twarze, taż miłość ziemi, wiary, swobody.
„Nic mnie nie wiązało, nic nie wstrzymywało, nie miałem jak nie mam przyszłości, odepchnęli