Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/285

Ta strona została skorygowana.

To mówiąc szepnęła coś córce na ucho, ta rzuciła okiem na gościa, coś już odgadła, powitała go uśmiechem ujmując... Wtorkowska przebiła się potém przez gości skinąwszy na pana Samuela aby szedł za nią.
Byli w sypialni saméj pani.
— Możemy mówić otwarcie? spytał przybyły.
— Zmiłuj się pan, proszę ja pana, jak najotwarciéj.
— Nikt nie podsłucha?
— Uchowaj Boże, podnosząc ręce podchwyciła Wtorkowska, mów pan, mów... co się podoba.
— Moja dobrodziejko, począł gość, ja jestem człowiek prosty, kłamać nie umiem, komedyi grać odwykłem, u mnie każda rzecz jest interesem i jak interes się obrabia, jak najkrócéj. Otóż, nietajno mi że Jejmość dobrodziejka jesteś kompletnie zrujnowaną...
— Cichoż!
— Cicho, ale tak jest, nie macie nic oprócz długów... Cała wasza nadzieja na wydaniu córki... O partyą dla niéj bogatą, stosowną, nie tak to łatwo. Wiem kogo macie na pierwszym planie.
Wtorkowska zalana gwałtownie potokiem wyra-