Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/286

Ta strona została skorygowana.

zów do których surowéj nagości nie była przywykłą, zmięszana, osłupiała, słuchała.
— Ja przychodzę do Jejmości, mówił nielitościwy gość, w dobréj intencyi, z najlepszemi zamiarami, proszę mi wierzyć, ale otwarcie być musimy...
— Ale, proszę ja pana mego, co to pan wygadujesz...
— Wiem co mówię, i powiem wam na kogo głównie rachujecie.
— Ale my mamy kilku! poczęła przychodząc nieco do siebie Wtorkowska.
— Naprzykład?
— Hrabia Baworow.
— Moskal, goły... a choć z żoną nie żyje ale żonaty... U nich rozwodu nie ma... żona jego do klasztoru iść nie myśli, bo w Paryżu jéj jest dobrze. A bez ślubu, zdaje się, córki pani Wtorkowska nie da?
— Ale, proszęż ja ciebie, co pleciesz?
— Daléj? spytał Samuel.
— No, pułkownik Sofronow, ten jest okropnie zakochany...
— Tak jak oni się kochają! Ale Sofronow ditto goły, żyje z pensyi i z tego co kradnie. Ma dusz