Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/290

Ta strona została skorygowana.

ocierając obfitą transpiracyą którą wywołało wzruszenie, ja bez Muzy nic nie obmyślę... Za chwilę się goście rozejdą... czekaj tu... ona przyjdzie sama.
— Zgoda! ale zapalę cygaro.
— Ale dziesięć kiedy chcesz, zawołała w zapale Wtorkowska wybiegając i zostawując go w swéj sypialni zamkniętego.
W salonie jeszcze bawili goście, ale matka dała jakiś znak niepostrzeżony córce przesuwając się mimo niéj, Muzę w kilka minut potém głowa boleć zaczęła, skarżyła się na znużenie, grzeczni adoratorowie pobrali za kapelusze, w dziesięć minut rozeszli się wszyscy — salon był pusty.
Niepodobna wyrazić z jak gorączkowym pospiechem, matka natychmiast poczęła wtajemniczać Muzę w treść rozmowy swéj z gościem oczekującym w sypialni — zdziwienie córki gdy się o tém dowiedziała.
Stanęła cała rozpromieniona, uścisnęła matkę, zebrała myśli i śmiało weszła do pokoju. Na progu trochę ją fałszywy wstyd ogarnął, zastanowiła się, zrobiła twarz chłodną i osmutniałą i — wkroczyła poważnie.
Gość ją z rubasznością poufałą pozdrowił.