Baron się zmarszczył.
— Stan wojenny, wybąknął, naturalnie... ale to z czasem ustać musi.
— Potem, dodał Jakób, ta prośba o powrót jest zawsze uznaniem winy; naostatek, możnaż dziś z zimną krwią patrzeć na ten stan kraju, nie będąc w stanie nań radzić — skazanemu na bezczynność, lub co gorzéj na działania przeciw przekonaniu?
Baron był niezmiernie zafrasowany, szczęściem Gromow z daleka do rozmowy się wmięszał.
— A nie przepowiedziałżem wcześnie tego co się stało? rzekł ponuro, nie błagałżem ja ażebyście tę nieszczęsną rewolucyą wstrzymali?
— Nie było to w mocy niczyjéj, rzekł Jakób, nikt jéj nie pragnął, zdaje się że w przeznaczeniach Polski było aby tę krwawą przecierpiała łaźnię. Jest w tem palec czy kara Opatrzności!
— A! a! wy wierzycie jeszcze w Opatrzność, zawołał śmiejąc się Moskal, ludzie niepoprawieni i dziecinni. Mniejsza już o to żeście zgubili siebie, ale nas i Europę... tak jest... Patrzajcie co się dzieje, badajcie i rozważcie skutki waszego nierozsądnego porywu. Cała polityka stanęła na tem zwycięztwie, nogą na karkach waszych. Pierwsi wy
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/319
Ta strona została skorygowana.