Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/340

Ta strona została skorygowana.

ścigał, nastręczał się im, nudził i męczył szyderską fizyognomią, chodził za nimi krok w krok, to doskonale się ubawię i nasycę....
Ale każdy ma swoje smaki, naturę, charakter... mnie szatan widać w pieluchach kołysał... zostało mi coś z natury téj niańki Cha! cha!
Rozśmiał się dziko, wziął za kapelusz i wybiegł, wołając: Jeszcze muszę się im dziś pokazać w teatrze....
Już dla tego samego że Henryk do Genui pospieszył, Jakóbowstwo pozostali w Sestri.

Po nad uspokojone morze wszedł księżyc blady, noc była prześliczna, pusto i cicho w małéj mieścinie. Na placyku przed kościołem kilka kobiet przy latarkach sprzedawały owoce, gdzieniegdzie z otwartego okna odzywała się gitara i śpiew wieczorny, parami młodzież przechadzała się pod platanami. Na wybrzeżu jeszcze kilkoro dzieci bawiło się wśród fali łagodnie rozpływających na piasku.
Szkielety budujących się bark pełne życia i stukotu we dnie, odpoczywały i zasypiały, czarne ich boki szeregiem opasywały wybrzeże jakby twierdze jakieś dziwaczne.