każdy się z nas prawie domyśla, tak jak panowie moglibyście przeczuć co się u nas téż czasem rozpowiada... o panach...
— Na honor, to ciekawe zdarzenie! rzekł ktoś z boku.
— Panowie zresztą aż nadto pochlebnie wyrażaliście się o nas, mówił Jakób. Mamy przymioty ale mamy i wady, do tych się chętnie przyznajemy.
— Nie wszyscy! szepnął gospodarz.
— Jak panowie, podchwycił Jakób. Ale gdy o tém mowa, a ja mam zaszczyt, choć wypadkiem, należeć do narad i uwag o przyszłości, powiem otwarcie iż nie sądzę byście panowie na sojusz z nami narzekać mogli. Jest on na pozór wstrętliwy, bo wam zawsze cebulę i łapserdak przypomina.
— Jak Boa koam dobrze mówi! zawołał gruby.
— Ale w dzisiejszych okolicznościach, kończył Jakób, przyjaciół i sprzymierzeńców nie możecie mieć do zbytku.
— Tak, gdyby na przyjaźń waszeciów liczyć można, rzekł Boakoam — będziecie z nami dopóki nas nie zgniotą; przejdziecie do nieprzyjaciela gdy padniemy... wzgardzicie nami, a może i mścić się przyjdzie chętka...
— Nie, zawołał Jakób, gdyby między nami
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/38
Ta strona została skorygowana.