zajutrz Jakób czekał dekretu, gotował się na wszystko możliwe, ale miał tam dobrego rzecznika w przyjacielu i nie ogłoszono ani imienia jego jako zdrajcy ojczyzny, ani mu dano znać o jakimkolwiek wyroku.
Tylko Iwasia ani żadnego ze stronnictwa gorętszego nie widział wiecéj, wszyscy się od niego usunęli całkowicie.
Gdy się to działo właśnie, w parę dni po rozmowie, zdziwił się nieco Jakób ujrzawszy wchodzącego do siebie starca w dawnym ubiorze polskich żydów, w którym nie poznał zrazu Jankiela Mewes, tego kupca który pierwsze bezpieczne ukrycie Iwasiowi zapewnił. Znajomość ich tak była krótka, choć zostawiła po sobie miłe wspomnienie, że zrazu bytności Jankiela u siebie wytłumaczyć nie umiał.
Stary był zamyślony i smutny, przypomniał się Jakóbowi, powiedział mu bez ogródki że mu się naówczas podobał i że nie chciał, będąc w Warszawie, pominąć zręczności przypomnienia się.
— Nie mam to ja interesu żadnego, rzekł, at — chcę wiedzieć co się dzieje, aby powróciwszy ztąd umieć się pokierować. Cóż słychać? groźno mówią, straszą.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/58
Ta strona została skorygowana.