dla mnie, ale gdybym mniéj miała ufności, posądziłabym Emmę że mi ciebie odbiera.
Jakób się rozśmiał.
— Emmę? dla czegoż ją?
— Ale bo wyraźnie sieci rozstawia na ciebie.
— O! na mnie i na dziesięciu innych, odparł Jakób śmiejąc się — na pułkownika Sofronowa, a nawet podobno na twego pana Henryka.
Tilda także się uśmiechnęła.
— Proszęż cię, rzekła, co dziwnego że mu się jéj świeża, rumiana twarzyczka podoba, po mojéj bladéj, znudzonéj i smutnéj... Spotka tam uśmiech, piosnkę, a tu westchnienie, łzy, ból... ja mu doprawdy nie mam tego za złe.
— A ja, bardzo.
— Gdyby był czulszym dla mnie, wyrzucałabym sobie że go kochać nie mogę, ale jest właśnie jakim być powinien, przyzwoitym, grzecznym, zimnym a daje mi swobodę... Od dawna widzę że Muza mu się wydaje bardzo powabną.
— A ja jestem pewnym że i on się jéj podoba.
— O! o! dajmyż im pokój, ruszając ramionami zawołała Tilda, czyż im będziemy zazdrościć?
— Nie — ale ja nim gardzę, dodał Jakób.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/80
Ta strona została skorygowana.