— A! nie — nie okupujmy marzeń rzeczywistością bolesną ale znośną. Ja już nie jestem tą która cię ukochała niegdyś, jam niewiasta skalana uściskiem cudzym, upokorzona i zwiędła. Tobie inne szczęście należy.
Zarumieniła się drżąca.
— Nie — nie! jak mnie kochasz Jakóbie, ani słowa o tém więcéj — nie kuś mnie, nie mów, nie zatruwaj resztki spokoju ukazując niepodobieństwo możliwém.
— Tildo, co ty uważasz za niepodobne jest ze wszech miar możliwe. Co cię wiąże do tego domu? nie masz dzieci, sama mówisz żeś dla niego obojętną, widzisz jakim on jest dla ciebie.
— Nie każ mi się rumienić Jakóbie, rzekła ciszéj, ja czuję że kobieta raz tylko w życiu do jednego należeć może. Jaki los, zły czy dobry traf jéj wyznaczył, taki ona dźwigać musi, ale się nie rzucać rozpaczliwie.
Zapóżno dla mnie! Ty świat masz przed sobą, ja mogiłę, we mnie życie ginie, wypala się, słabnie, nie chcę by ostatnią jego iskrę zgasiły łzy po zaledwie skosztowaném szczęściu — wolę z powagą mojego cierpienia umrzeć smutną, czystą ofiarą, niż... niż szalenicą.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/82
Ta strona została skorygowana.