Jakób nie umiał już odpowiedzieć, był pogrążony w myślach.
— Sądziłem, szepnął, że ty mnie tak... tak kochasz jak ja ciebie.
— Więcéj, odparła Tilda podnosząc nań oczy które nabrały blasku, bo ja mam siłę ofiary dla twego szczęścia. Ty nie wiesz jaki niepokój sama pokusa chwili szczęścia naszego rodzi we mnie, a umiem się jéj oprzeć. Ta myśl jak widmo prześladowała mnie nieraz, odpychałam ją zawsze i dziś ją odpycham. Zlituj się nademną, jam słaba, a płakać będę gdy ty, silny, zmusisz mnie do tego, co mnie w oczach własnych upokorzy.
— Ale ten człowiek godzien ciebie nie jest... podchwycił Jakób.
— Godzien czy nie — jam mu poślubiona.
— A gdyby on, wszak to być może, gdyby on sam zażądał rozwodu? spytał Jakób — gdyby cię zmusił do niego?
Tilda pochwyciła się za głowę.
— Masz jakie poszlaki? spytała.
— Nie.
— Milcz, milcz, gdyby on mnie odepchnął nawet, nie będę twoją.
— To coś niepojętego, Tildo! to szaleństwo!
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/83
Ta strona została skorygowana.