niem one, zakonem, dla drugich tylko pamiątką i zabytkiem... wszystko obalone... pusto, zimno, straszno.
Zadrżała biedna jakby widmo śmierci niosące nicość na ramionach przeleciało przed nią.
Potém skoczyła do fortepianu nie mówiąc słowa i zagrała jednę z fantazyi Chopina, łzawych, tęsknych, rzewnych, tajemniczych. Jakób stał oparty o fortepian i słuchał, gdy ktoś go uderzył po ramieniu. Tilda krzyknęła z przestrachu, marzenie zostało przerwane, powracała rzeczywistość. — Henryk z cygarem w ustach, znudzony, ziewający stał przed nimi.
— A no! otożeś sobie przecie raz przypomniał o nas — dawnośmy się nie widzieli, odezwał się do Jakóba, cóż słychać. Bon soir Tilda, każże dać herbatę, ja nie piłem. Któraż godzina? dziewiąta? O dziesiątéj muszę być w Zamku, tylko że się mam czas przebrać i napić gorącéj herbaty, bo na zamkową, choć to moskiewska, spuszczać się trudno. Dają po prostu pomyje w złoconych filiżankach, i to w ten sposób, że lokaje...
Ziéwnął machając ręką.
— Jakżeście mogli, dodał, wysiedzieć w tém zimnie? wszak tu mróz po pokoju chodzi!
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/86
Ta strona została skorygowana.