Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/101

Ta strona została uwierzytelniona.

Jadwisia zapłoniła się jak róża, zausznice świeciły takim ogniem, takim blaskiem, oprawa ich była tak misterną, przy jej maleńkich różowych uszkach, na białej szyjce, mogły tak cudnie wyglądać... Zadrżała, aby matka nie wzbroniła jej ich przyjąć... Podczaszyna skłoniła głowę, Jadwisia schwyciła je w rączki drżące. Gdyby była mogła, pobiegłaby zaraz z niemi do zwierciadła, ale nie wypadało. Odwołano matkę, która się pono odwołać kazała. Jadwisia została sam na sam z wojewodą. Ten ośmielił się zbliżyć do niej, domagał się rączki do pocałowania. Możnaż mu było nagrody za piękne zausznice odmówić?
Pochwyciwszy rączkę, trzymał ją u ust długo, jak stary a zgłodniały... ledwie mu ją wyrwać potrafiła...
Zdawało się jej, iż będzie bardzo grzeczną... gdy mu też potajemnie da... kokardę. Cóż w tem mogło być zdrożnego, że dwóch miała zyskać rycerzy i wiernych sług...
Szepnęła tylko:
— Proszę nic nie mówić matce...
Węzeł, który wojewoda zatknął co najśpieszniej za kontusz, nabierał tem większej ceny... dany był „proprio motu!“
Gdy podczaszyna wróciła nareszcie, zastała ich niezmiernie sobie radych i śmiejących się a trzpiocących, jakgdyby pod słońcem płaczu i smutku nie było.
Następnych dni powtórzyły się te sceny... z małemi odmianami. Wojewoda potrafił dostać dla tej, którą już za narzeczoną uważał, cudnej piękności pas złoty, sadzony różnobarwnemi kamieniami, a zakończony diamentowemi kwasty... Tem zyskał do reszty i podbił serce Jadwisi tak, że matka niewiele już miała do czynienia.
Spytała jednego wieczora, czyby też poszła za wojewodę, gdyby się z nią chciał ożenić? Jadwisia po niewielkim namyśle odpowiedziała, że już przecie domyślała się sama, iż to się na tem skończy.