rza, którym dał dowództwo nad akademikami i czeladzią, drugie tyle dawszy regularnego żołnierza. Rożański z Pełką wprosili się do nich, bo Wacek był zdawna z Byliną znajomy i Pełkę też z nim już pokumał...
I Wąsowicz, i Bylina niewiele mieli nadziei, ażeby z taką garścią coś się dokazać mogło przeciw silniejszemu stokroć nieprzyjacielowi. Szarpnąć go jednak mieli nadzieję tem pewniej, że się ich tam w obozie szwedzkim jak najmniej spodziewano. I dlatego też godzinę wybrano osobliwą, bo niemal samo południe. Medardowi serce rosło, gdy, sobie wyrobiwszy pozwolenie, ujrzał się już w tej kupce, która tylko znaku czekała, by wypaść i siec.
Młodzież z uśmiechem szła na ustach, nieświadoma niebezpieczeństwa...
Wodzów lepiej dobrać nie było można, ani żołnierzy, gdyż tylko ochotników co najdzielniejszego serca dopuszczono, choć się napierało wielu.
Szwedzi przy moście królewskim właśnie się zabawiali, niczego się nie domyślając, zwożąc sobie faszyny i ziemię, gdy najpierwej gromadą wypadła na nich młodzież gdyby piorun... Nie było tu naprawdę z kim się i bić, bo ciury, co przy wozach były, nawet się rychło nie mogąc odstrzelić, pierzchnęły. Czeladź się do wozów wzięła gruchotać, rąbać i wywracać...
A tu w obozie popłoch się wszczął i na alarm poczęli trąbić, i Wąsowicz, widząc, że więcej nie dokażą... do odwrotu zmusił. Nie przyszło to łatwo, bo chłopcy byli zapamiętali, tylko ich zaraz obietnicą wziął, że w drugie miejsce uderzą... Jakoż nim się Szwedzi tu pozwoływali od kociołków... już wycieczka była w murach i ku bramie św. Mikołaja ją Wąsowicz prowadził. Naprzeciw niej był namiot i kwatera Wittemberga, około których też nie spodziewano się wcale napaści. Siedzieli pono u stołu starsi, a żołnierz wypoczywał... w biały dzień krakow-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/111
Ta strona została uwierzytelniona.