Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/113

Ta strona została uwierzytelniona.

król Gustaw wysłał, wzywając koniecznie do poddania, a grożąc szturmem. Czarniecki mu odpisać kazał, jakby na żarty: — Na wojnie zrosłem, wśród huku dział posiwiałem, już mnie kule nie straszą, ani wadzą; dzieci nawet do nich nawykają w mieście, a bawiąc się, mi je znoszą, bym wam je napowrót odsyłał. Pocóż mamy miłej sobie skąpić zabawki...
Lecz tegoż samego dnia przysłał pan kasztelan po Pełkę, którego obrotność, zwinność, niezmordowaną czynność i hart, a przytomność umysłu cenić się nauczył... Ani się mógł spodziewać młody żołnierz, co go tu czekało.
— Pełko, — rzekł stary wódz, rozkazawszy drzwi strzec, aby nikogo doń nie wpuszczono — nauczyłem się waszmości znać czasu niebezpieczeństwa i trudu, i muszę oddać ci sprawiedliwość: żeś i żołnierz dobry, i człowiek poczciwy, i dusza gorąca. Takich nam dziś potrzeba... Mam w waszmości ufność — mam do was słabość...
Pełka go jak ojca w ramię pocałował.
— Panie kasztelanie, — rzekł — nie zawiedziecie się na mnie, młody jestem, mogę pobłądzić, lecz nie z woli chyba... Złego nie uczynię, gdybym miał życiem przypłacić.
— Przed wami taić nie mam potrzeby, — dodał wódz — bronić się musimy do ostatka, obronić nie potrafimy. Miasto zniszczone i z osób swych najdroższych odarte, kościoły i klasztory, i domy w ruinach a popiołach...
Niczemby były ofiary te, gdyby się na co przydały. Z każdym dniem żywności mniej, a zwątpienia więcej... ludzi i serca tracimy... Jeżeli przyobiecana nam odsiecz i posiłki nie nadejdą, wytargujemy może warunki znośniejsze, a poddać się potrzeba.
Pełka przerwał mimowolnie... Lepiej ginąć!
— Tak, lepiejby zginąć, stokroć lepiej — mówił kasztelan — nam samym, lecz zgubić stolicę i lud dla tej sławy, że się zagrzebie w popio-