Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/123

Ta strona została uwierzytelniona.

piasku spuścił w dół i nie spodziewał, że go znajdzie tak głębokim... Wpadli oba w wyrytą w nim jamę... wprawdzie suchą, ale ze ścianami tak stromemi, iż ani myśleć nie było można o wydrapaniu się napowrót... Upadek ich prócz tego dał się słyszeć najbliższej straży, i po całej linji zaczęły się posterunki obwoływać niespokojnie. Nad głowami swemi wkrótce usłyszeli głosy niespokojne, klątwy, sprzeczkę, a że się obawiali, aby światła nie przyniesiono, przyczaić się musieli pod wydrapaną ścianą i tak długą chwilę wytrzymać... czując, jak się im piasek osypywał na głowę, nie bez obawy, że gdyby runął cały, mógłby ich przygnieść tam na wieki.
Rozeszły się wkońcu placówki i cisza była znowu... Lejbuś począł obchodzić jamę, macając ją, gdzieby mniej była stromą, musiało bowiem z niej wyjście i droga jakaś znaleźć się, którędy ziemię wywożono. W istocie, z przeciwnej strony tarcicami wyłożoną namacał ścieżynę... Pełka szedł za nim... Byliby się tędy łatwo uratować mogli, gdyby nie dalej, jak o staje widny na słabo tlejącem ognisku — żołnierz...
Spał on wprawdzie oparty na pniu złamanego drzewa, lecz wierzyć w ten sen nie było bezpiecznie... Musieli więc w przeciwnej stronie szukać innego wyjścia. Tu nagromadzone ogromne kupy faszyn i kosze dopomogły do wydostania się z jamy... Chrzęszczały one pod nogami, lecz wiatr wył daleko głośniej.
Trudno było obrachować, ile ten wypadek czasu straconego kosztował, a choć noc zimowa długa — mimowolnie na myśl przychodziło, że jej może nie starczy na przebycie obozu, jeśliby tak cały nieszczęśliwie trzeba przerzynać...
Mieli już poza sobą straże i szańce... Teraz jednak zostawał obóz sam do przebycia: szałasy żołnierzy, namioty starszyzny, dwory połatane z ruin, w których się już zdala świeciło...
Podchodząc bliżej ku obozom, coraz ostrożniejszymi musieli być przekradający się. W mia-