Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/13

Ta strona została uwierzytelniona.

Medard ruszył ramionami i rzucił się do progu, bo zobaczył w tej chwili zdyszanego chłopca, którego był niedawno znowu posłał do kuźni...
— A cóż? — zawołał — a co? ten kowal przeklęty... Cóż się przecie z nim stało?
— A! proszę panicza — rzekł, ledwie dysząc, chłopiec... — kowal nie winien nic. Tam w chacie lament wielki... wzięli go...
— Kto? co?
— Do Laskowskich go gwałtem wzięli, bo przecie wiedział, że we dworze będzie potrzebny — a no, taki był rozkaz. Chorążyc przysłał czterech ludzi, ba! i z pistoletami, zahuczeli tak, że baby się pochowały na wyżki... Opierał się im, aż mu pistolet do łba przyłożywszy, na konia rzucili i powieźli...
— Dokąd? do Wólki?
— A! do Wólki...
— Dawaj konia! — krzyknął Medard, porywając pistolet i szablę — ja ich nauczę buszować tu u mnie... Hej! Prokop na koń niech siada za mną...
I ruszył do drzwi, ale szczęściem matka wrzawę posłyszała i wybiegła, a twarz matki dla pana Medarda była cudownie uspokajającym gniewy widokiem. Stanął w progu.
Z poza niego Węgorzewski jejmości dawał znaki, aby w tym ferworze syna nie puszczała.
— Medardzie! co tobie! czekaj! — zawołała matka łagodnie.
— Jak nie mam być zły i nie lecieć! A toż mi Laskowscy gwałtu na gruncie dokonali. Kowala porwał, pistoletami grożąc... Pojadę go odbić... i nauczę...
Wojska, choć twarz miała smutną, uśmiechać się poczęła.
— Słuchaj, Medku, — rzekła spokojnie — a tyś to lepszy! a tybyś tego nie zrobił, gdyby kowal w Wólce siedział; a tobie pilno było? Wszyscyście tacy, i jeden drugiemu nie macie co przyganiać... Z Laskowskimi byłeś zawsze do-