stanęły na powiekach, choć się usta uśmiechały.
— Jam to po szkapie postrzegł, że gdzieś ją po drodze musieliście zdobyć, bo to marcha z pod chłopa...
— Kupiłbym lepszą, gdybym znalazł.
— I ja też; — odezwał się Snarski — ale naokół koni nie ma, dziękuj Panu Bogu za tego, na którym siedzisz... Co u mnie w domu, to po dworach znajdziesz wszędzie... pustka i głód... Nowi panowie nasi mocno się nam zalecają. Poddali się im panowie hetmanowie i siła magnatów, i szlachty naszej niemało... ale wprędce, pokosztowawszy słodyczy tego panowania, będą się zawracać chcieli...
Na te słowa wniósł Kuba piwo... Snarski, patrząc na podanie, śmiać się począł... Nie było na czem nieść, postawił więc dwa czarne garnuszeczki na pokrywie od hładyszy mlecznej Kubuś, i tak jakby na srebrnej misie, w złoconych kubkach, owem piwem grzanem służył. Snarski co z lepszego i lepsze jadł, gdyby mędrzec dawny... uśmiechał się z tej losów zmiany.
— Miły Pełko, — odezwał się — jeśli ja żyć będę, a ty jeździć, przybądź drugi raz w lepszą godzinę... abyś mej gościnności zażył; dziś ci lepszego nic dać nie mogę.
Gdy się Kuba oddalił, Pełka przystąpił do rzeczy. Nie potrzebował się taić przed starym, że mu na Śląsk przedrzeć się było potrzeba i że chciał wiedzieć, jakby nieprzyjemnego spotkania mógł uniknąć, chociaż mu żołnierz przyrzekł karty od szwedzkiego dowódcy dostać.
Ze swej strony skuteczniej daleko Lejbuś we dworze rozpytał o drogi, tymczasem i obiecany szeregowiec od komputowych przybiegł, wioząc istotnie dwa pasy, wystawione na jakichś ludzi, których bodaj czyby na świecie znaleźć można, tak ich pióro szwedzkie przybrało, po swojemu pisząc. Oba były pod pieczęcią i, gdyby czasu wojny co szanowanem było, powinny się były na co przydać.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/141
Ta strona została uwierzytelniona.