Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/147

Ta strona została uwierzytelniona.

Krakowa i z królem się dziś jeszcze, nie tracąc ani godziny, widzieć musi, bo ważne ma powierzone sprawy.
Obskoczono go zaraz, rozpytując o Kraków i co się tam z nim działo, nie miał wszakże ochoty Pełka zwierzać się niczego i zbył małem natrętów. Kazano mu się przed pokojami zatrzymać...
W sklepionej starej gotyckiej komnacie, która może Konradów i Henryków Piastów pamiętała, mieszkał teraz król wygnaniec. Na stole jego stosami leżały pootwierane listy, zboku stał klęcznik z obrazem N. Panny, a w drugim końcu dla karłów niska ławeczka i dziecinny stolik... Dwie świece jarzące w ciężkich lichtarzach srebrnych postawiono pośrodku... Zdala dolatywały dźwięki wesołej muzyki, a zegar, leżący przy łóżku pańskiem, osłonionem pawilonem, głośno szeptał upływające minuty... Nagle drzwi od wewnętrznych sal otworzyły się, i karły ze świecami wbiegły, poprzedzając najjaśniejszego pana, który szybkim krokiem, szukając oczyma posła, kroczył niespokojny.
Spojrzał na Pełkę...
— A, to waszmość? — zawołał — zapomniałem, jak się zowiesz?
— Pełka, najjaśniejszy panie...
— Tak jest, tak, twarz sobie przypominam, wyrwałeś mi się z Bielan w smutnej godzinie. Któż cię tu przysyła? masz listy? co się dzieje?
— Jechać mi kazał co najrychlej pan Czarniecki, chwili nie tracąc, com też uczynił, życie ważąc i przez obóz szwedzki się przedzierając...
— Trzyma się dzielnie Kraków? wiem! Niech wam Bóg błogosławi...
— Pan kasztelan oznajmić mi każe, iż żywności mu nie staje, prochu braknie, ołowiu omal ma, ludzie giną... Kościołów kilka spalił Szwed, kilka my sami musieliśmy. Karmelitański na Piaskach ze słynącym łaskami obrazem w perzynie...
— O mój Boże! — zawołał król, ręce łamiąc.