Żaden ołtarz na odpust nie bywa staranniej obwieszony błyskotkami, jak ona dnia tego... Patrzała też na się w zwierciadle i uśmiechała się sobie, patrzała na się w oczach młodzieży się przeglądając... cieszyła sobą, czuła anielsko piękną... i była zupełnie szczęśliwą... najmniejszej chmurki smutku nie było na jej czole, w oczach najmniejszej tęsknicy... Śmiała się światu, życiu, sobie... wszystkim... Pełka patrzał na nią oślepły, oniemiały, zapomniawszy, co się z nim dzieje, oczom swym nie wierzył... w sercu czuł jakby lodowy uścisk rozczarowania.
Jadwisia nie widząc go, śmiała się wojewodzie, który całował podawaną mu i wyrywaną rączkę... Nikt nie przerywał trefnych tych pierwszych małżeńskich swawoli... tylko królowa z pewnem politowaniem spoglądała na nie i brew jej marszczyła się nieznacznie, jakby przypomnieniami zawiedzionej młodości.
Pełka skamieniały stał tak, nie czując, jak go popychano, jak nim rzucano, jak go nadpływający tłum wysunął naprzód ku sali... i jak jego skromny a ubogi ubiór żołnierski zwracał wszystkich oczy.
Miotano nim, aż się znalazł u okna ku środkowi postawiony, sam nie wiedząc jak, wystawiony na ciekawe wejrzenia pań i panów, którzy się pocichu dopytywali, co to za jeden, tak widocznie obcy, wcisnął się na królewskie pokoje.
W tej chwili spostrzegła go też chodząca z wachlarzem w ręku podczaszyna — i obejmująca wzrokiem wielbicieli swych młoda wojewodzina... Oczy jej zatrzymały się na nim z osłupieniem i trwogą jakąś, z niedowierzaniem, zdawało się, że w pierwszej chwili chce się zerwać i pobiec, lecz wstrzymała się zaraz zarumieniona i odwróciła główkę.
Podczaszyna przeciwnie, zobaczywszy go, stanęła, zmarszczyła się gniewnie i po namyśle
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/153
Ta strona została uwierzytelniona.