Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/169

Ta strona została uwierzytelniona.

w stół pięścią uderzył, dowodząc ograniczonemu Izraelicie, że pieniędzy nie miał, kiedy mu je zabrano.
Naburczywszy długo, wstał wreszcie, zawołał kaprala i odezwał się, aby obudwóch do taczek wzięto, gdzie i tak dosyć naspędzanych ludzi około aproszów pracowało...
Nie można z nim było rozprawiać...
Pełka wyszedł zadumany — zamknięty w sobie, niebardzo wiedząc, co pocznie. Lejbusiowi oczy połyskiwały już nadzieją — z rydlem w ręku pod murami! Był pewien, że sobie jakoś radę dadzą...


∗             ∗

Można sobie wystawić nieszczęśliwego Pełkę, pędzonego z chłopstwem razem do roboty... Na owe czasy straszniejsza to była, więcej upokarzająca kara dla szlachcica, niżeli sama śmierć. Wolałby był pewnie w polu zgon z bronią w ręku... Bezbronnemu pędzonym być tak... nie móc podnieść oczu... zostać na łasce wroga... równało się hakowi i palom tureckim. Przeklinał dzień i godzinę, gdy w tę nieszczęśliwą podróż wyruszył...
Szli tak obaj ze spuszczonemi głowami, a żydek go pocichu pocieszał i żartował... gdy zboku, z pod namiotu szwedzkiego ozwał się jakiś głos — niby znany.
— Miły Jezu! czy mnie oczy mylą... Medard Pełka...
Odwrócił się powołany i zdumiał, widząc pana Żołudka, który z innymi kilku stał poufale w namiocie u Szweda, jakgdyby u siebie w domu.
Świnarski, który też tu był, poskoczył ku Medardowi i żołnierzom, wołając:
— Co się dzieje! gdzie waszmości złapano? czyś do niewoli się dostał?
— Wcale nie, — odparł Pełka, miarkując, że ma do czynienia z tymi, co z wojskiem hetmań-