Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/179

Ta strona została uwierzytelniona.

dlatego nie zjadł, żem chudy, i uczepiwszy się parlamentarzów, wszedłem do miasta... jakbym do tego wszelkie miał prawo... Szwedzi nas już tak lekceważą, że się i niebardzo pilnują.
Narady toczyły się dalej, a że do nich pomocą żadną być nie mógł Pełka, zabierał się odchodzić, któremu Bochwicz, jako dobry towarzysz, zaszedł drogę, wpraszając się w gościnę.
Razem tedy szukać Rożańskiego poczęli, którego napytać nigdzie nie mogli. Żydek się dopiero dowiedział, iż od trzech dni ranny, doma siedzieć musiał. Szli więc na Florjańską ulicę...
Wacek na tapczanie z przewiązaną ręką kawęczał, otrzymawszy postrzał od Szweda, a że mu tęskno było snadź samemu, litościwą znalazł duszyczkę, która go opatrywała... Tu, zaledwie się goście w progu ukazali, co najprędzej uszła, wstydząc się pewnie swojego miłosierdzia nad żołnierzem... Zerwał się Rożański witać towarzysza, gdy razem z nim Bochwicz się ukazał.
Stary żołnierz i dworak umiał wszędzie być niezawodnym... a prędko się bardzo poznawał i spowiadał...
Pożartowawszy nieco z Wacka, iż się cyrulikowi takiemu dał opatrywać, który go na niebezpieczniejszą ranę serdeczną mógł narazić, wziął się Bochwicz do ręki, bo był na rany expers i miał rozliczne sposoby na nie... Posłano potem po wino, bo tego jeszcze w Krakowie poddostatkiem było, aby się nieco pokrzepić... a Bochwicz i o przekąskę się przymówił, o którą trudniej było... Chleba tylko, czosnku, cebuli i warzyw dostać było można.
Biesiadowali więc z postem, ale jak na te czasy bardzo stosownie — a gdy nadeszła noc, pokładli się pokotem na spoczynek. A choć nieopodal od murów mogli zasnąć, bo strzelania już nie było... Miasto się sposobiło do przyjęcia Szwedów. Mieli już ustaloną tak sławę, że kto żyw po piwnicach, lochach, ogrodach zakopywał droższe sprzęty, inni je wmurowywali w ściany, lub do