zakrystyj i skarbców kościelnych oddawali, sądząc, że te będą poszanowane.
Nazajutrz przybył do miasta Schlipenbach młody, którego król w zastaw przysyłał, chcąc się z panem Czarnieckim rozmówić sam, a kasztelan kijowski nie biorąc zastawu, na słowo królewskie pojechał. Miarkowali tedy wszyscy, że nieodmiennie do poddania się przyjść miało... Jakoż traktaty podpisane były, choć o tem nie głoszono po mieście. I ci, co wczoraj jeszcze domagali się poddania i pokoju... teraz omal nad niem nie płakali, bo dopiero się spostrzegli i rozsłuchali, że zamiast obiecywanej spokojności, inną tylko troskę i nie większe sobie kupią bezpieczeństwo...
Rożański z Pełką, obaj młodzi, rozpaczali niemal. Bochwicz był dobrej myśli, a wesołość go nie opuszczała.
— Wierzę też — dodał — panu Czarnieckiemu, który nie mówi nic, nie obiecuje wiele, lecz uczyni coś, bo wyjdzie cały, a to jedyny u nas człek, który ma przy rękach głowę, a przy głowie ręce...
Dnia tego poszedł Pełka do kasztelana i znalazł go samego stojącego w oknie, a zdającego się rozmyślać.
— Dziecko moje, — rzekł smutnie, spostrzegłszy go — zapakujcie węzełki, a bądźcie gotowi... wyjdziemy cało i pod rozwitemi chorągwiami z Krakowa... Wyjdziemy ze czcią i niezwyciężeni, ale zmożeni siłą i głodem... Czyni się to dla Rzeczypospolitej, a Bóg mi świadek...
Tu wskazał mu krzyż wiszący na ścianie: — Niech on sądzi, żem nie o sobie myślał i nie siebie ratował, uchodząc stąd... Aliści usłyszycie, powiedzą wam... i będą ludzie powtarzali: żem przekupiony, zyskany, żem zdrajca i niecnota... A niech to będzie na większą chwałę Tego, który cierpiał urąganie na krzyżu...
— Wiem, co mnie czeka, — kończył, wzdychając... — ani się bronić będę, ani rzeknę sło-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/180
Ta strona została uwierzytelniona.