Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/19

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ciężkie czasy przyszły, — rzekł Węgorzewski, stojący w kącie — nie trzeba sobie czynić iluzji. Siła złego wielu na jednego, nec Hercules contra plures...
— Ale my też z sobą mamy bodaj sto tysięcy Tatara, który się ofiaruje z pomocą i wierną przyjaźnią... — przerwał Żołudek. — Tatarzyn choć w polu długo nie strzyma, ale do żwawej napaści dobry jest...
— Gdyby mi się ofiarował — odparł Węgorzewski — na posiłek w ciągnieniu do cudzego kraju, przyjąłbym go, nie od rzeczy taka ćma, gdy boki osłania i gościńce toruje; ale we własnym wolałbym nie mieć — bo to szarańcza, obje i obrabuje...
Już się brało na tę niewesołą rozmowę o sprawach domowych, gdy Laskowski jeden przerwał.
— E! panowie bracia, — zawołał — w Bożej mocy co ma być. Myśmy żołnierze, nie wodze. Niech królowi jmci i panom hetmanom o to głowa boli, co poczynać mają; nasza rzecz stanąć do szeregu i tęgo siec, gdy się nieprzyjaciel pokaże... Ja nie rozpaczam...
Rozdzielili się biesiadujący na dwa kółka, a pani wojska, skinąwszy na córkę, powoli się wysunęła z izby, zostawiając im swobodę, bo doma robić było co jeszcze przed odjazdem.
Wrzawa się dopiero wszczęła większa, gdy kobiet nie stało i kielichy żwawiej krążyć zaczęły. Było o czem opowiadać, bo w całem sąsiedztwie co młodszego wszystko ciągnęło i w każdym domu niemało z tego powodu zamętu powstawało... Kobiety płakały, słudzy się pocichu cieszyli, że pańskiego zbywali się oka... Niejeden zapożyczyć się musiał u żydów i zastawić, aby mieć o czem wyruszyć. Wszystkie plotki sąsiedzkie rozpowiadano sobie, ba! nawet o koniach i szablach, gdzie kto jaką dostał i wziął... i komu czego zabrakło...
Wśród tych gawęd wesołych i mrok zapadł... i jeszcze światła nie dano, gdy w progu nowy