Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/193

Ta strona została uwierzytelniona.

mieli zdaleka... Z odgłosu tego można było wnosić tylko, iż garść spora ciągnęła...
Pan Filip stał, wąsa kręcił i cmokał, nie chcąc kląć głośno...
Stali tak na wietrze w ganku milczący, gdy naostatek do bramy się dobijać poczęli Szwedzi. Wrota były z tarcic zbite, kowane, ogromne i z częstokołem dokoła, w biedzie za obronę służyć mogły.
Tu o tem i myśleć nie godziło się — siła złego kupa na jednego, krzyknął pan Filip wartownikowi, aby otwierał... i pluskać zaczęły konie w kałuży, która stała u wrót, a tuż trzech w pędzie dobiegło do ganku z hałasem wielkim, jakby nastraszyć chcieli. Wyniesiono światło... postrzegli przybysze, że tam też kilku czekało spokojnie na ich przyjęcie... Aż jeden, z konia zsiadając, po niemiecku począł kląć i dopytywać, coby był za dwór itp.
Medard, umiejący szwargotać, wystąpił za tłumacza bardzo śmiało i rezulotnie.
— Gospodarz waćpan jesteś? — spytał, wchodząc w ganek, starszy mężczyzna, czarny, obrosły, barczysty, brzuchaty, nieprzyjemnej twarzy i oczu kolących.
— Jestem tu gościem, — rzekł Pełka — jadę za pasem szwedzkim z drugim towarzyszem od Krakowa do domu; a oto — wskazał Filipa — gospodarz...
Szwed głową kiwnął, wąsa kręcąc i, jak stał, nie zrzucając płaszcza, toczył się już do środka w zabłoconych butach, a za nim dwaj jego towarzysze, draby do niego podobne, chmurne, złe i drogą pomęczone...
W pół sieni zwrócił się starszy do Medarda.
— Powiedzcie im, żeby mi było wszystko, co trzeba, a nie, to dwór z dymem puścimy... Jest nas kilkadziesiąt koni... owsa, siana, mięsa, piwa... dla ludzi chleba. Zresztą nasi o to prosić nie będą.