Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/196

Ta strona została uwierzytelniona.

go, który z królem Gustawem trzyma. Wasi ludzie mi konie chcą zabierać... jak to być może! gwałt taki!
— Jeżeli waćpani zięć trzyma z królem, — odezwał się chłodno starszy — nie powinniście wojskom naszym swoich koni skąpić... a będziecie się skarżyli, król jmość mnie usprawiedliwi... bo mi działo ugrzęzło... a wojna się komplementami nie prowadzi...
Popatrzał się na podczaszynę, wąsa pokręcił, uśmiechnął się...
— Ot, — rzekł, wyciągając ku niej nalany kubek — lepiejbyś jejmość na kolanach u mnie usiadła i wypiła ze mną za zdrowie Karola Gustawa!
Nie odpowiadając na tę impertynencję, jejmość cała zaperzona wybiegła...
Zagórscy milcząco ulegali rozkazom, nie było co począć, nie godziło się draźnić zdziczałych wojną ludzi.
Dokoła domu postawiono straże... w dziedzińcu zapalono ognie, zajęto folwark i budynki. Co dom miał, wywleczono, nie prosząc, dla żołnierzy. Tymczasem, co kto zoczył dogodnego, do kieszeni i do trok pakował... We dworze pobitych i rannych ludzi kilku już było... Śpiewami rozlegało się podwórze, bo żołnierstwo się napiło i podpiło...
Po twarzach Zagórskich znać było, że ten najazd oburzał ich i do gniewu pobudzał — nie mieli jednak środka oparcia się. Siedzieli tak, nie śmiejąc się do siebie odezwać... gdy podczaszyna z kartą w ręku wróciła ze swego pokoju, lecąc do Szwedów. Przypomniała sobie, iż ją w list bezpieczeństwa wojewoda potajemnie opatrzył, triumfująca więc niosła go do tego, którego kapitanem zwano.
Szwed, któremu się zdawało, iż natrętnej pozbył się kobiety, zdziwił się, widząc ją wchodzącą z papierem w ręku. Był to blankiet, jakich dowódcy szwedzcy dostarczali swym adheren-