Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/199

Ta strona została uwierzytelniona.

otwór, na ogród wychodzący, zasunięty deską od wnętrza, ten jednak był tak mały, iż się weń głowa nawet nie zmieściła.
Tuż pod ścianą Szwed z samopałem chodził, lecz można było przewidzieć chwilę, gdy go sen zmorzy. Mur, choć dosyć gruby, dawał się zwolna nadłamać i wykruszyć... Pełka wziął się, nie tracąc chwili, do roboty, znalazłszy sztabkę żelaza i starą otłuczoną siekierę, którą sobie mógł dopomóc... Hałas w podwórzu i domu nie dozwalał skrobania w ścianie usłyszeć. A że u drzwi zamkniętych żołnierza nie było, nadbiegł pan Filip z radą i pociechą.
— Co waszmość robicie? — zapytał przeze drzwi.
— Mur łamiemy — rzekł Wacek.
— To się na nic nie zdało, — odparł Filip — wyłamcie drzwi w szafie, stojącej przy ścianie, wyrzućcie z niej odzież, wybijcie deski, a znajdziecie gotowe wnijście do izby czeladnej, w której nikogo niema i skąd ujść będzie łatwo...
Wdzięcznie za tę wskazówkę, Medard i Wacek wzięli się do szafy, z którą łatwiej nierównie szło, niż z murem. Szafa była stara i przebutwiała... Za nią odemknięte drzwi już czekały... Gospodarze, nie chcąc być posądzonymi o ułatwienie więźniom ucieczki, starali się być na oczach Szwedom ciągle. Nie znaleźli więc nikogo, lecz płaszcze i odzież, jakiej potrzebować mogli do drogi. Wacek, na szczęście, znał nieco lepiej dwór w Malinowej, w której Medard po raz pierwszy się znajdował. W chwili, gdy straż odeszła dalej od okna, wyskoczyli do ogrodu, a choć szelest w krzakach mógł ich był zdradzić, hałas z podwórza dosłyszeć go nie dozwalał. Pierzchnęli więc nie ścigani przez ogrody, uchodząc w pole...
Medard chciałby się był o Gabryka i konia dowiedzieć, lecz wracać do stajen, zajętych przez Szwedów, nie mogli. Za ogrodem stała chata ogrodnika. Ten, rozbudzony hałasem, we