Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/207

Ta strona została uwierzytelniona.

— Objawże i mnie to „arcanum“, — zawołał — może i ja z niego skorzystam...
— Bardzo prosta rzecz — mówił Pełka. — Podczaszyna mi objawiła, że gdybym pieniądze miał, miałbym był Jadwisię...
— Nie wiedziałeś o tem! — rzekł Wacek, — „simplex servus Dei!“ a cóż innego w świecie panuje, jeśli nie one... Królów robią i obalają, wojnę prowadzą, zdobywają kraje — kupują pokój, rządzą światem... są one wszystko wszystkiem... bo za nie pono niema rzeczy, którejby nie dostał...
— Musi to tak być — odezwał się Pełka, — kiedy wszyscy na jedno się godzą — a ciężko mi uwierzyć i w głowie się to nie mieści... Więc tylko mi pieniędzy brakło, a mógłbym był mieć Jadwisię...
Śmiał się okrutnie Wacek...
Jechali tak obok siebie — a Medard to się zamyślał, to, wychodząc z zadumy, powtarzał ciągle:
— Gdybym tylko miał pieniądze! gdybym miał pieniądze, jeszczeby dziś może podczaszyna potrafiła ją odebrać wojewodzie, a mnie oddać.
— Toby było trudno, — odparł Wacek — lecz miej trochę cierpliwości, wojewoda pono niedługowieczny, bo nic kruchszego nad takiego gacha... Któż wie...
— Tak... ale muszę mieć wiele pieniędzy! — westchnął Pełka — a skąd je wziąć? Jużci djabłu duszy nie sprzedam...
— Dla Jadwisi? — spytał Wacek...
Medard westchnął i zamyślił się znowu, nie odpowiedział nic.
— Dla Jadwisi, — odezwał się po długim przestanku — to bo szatan też, nie dziewczyna! urok na mnie jakiś rzuciła... Dla niej, a! gdyby stanęła przede mną... a no — nie wiem, czegobym się nie dopuścił...
— Przecież mi sam opowiadałeś — rzekł Wacek trochę poważniej, — że nie wiesz, czy ona