swojej ziemi, w znanym kraju — choć i tu spokoju nie było od różnego najazdu nieprzyjacielskiego, nierównie łatwiej mogli się pokierować dniem i nocą. Pośpieszyliby też raźniej, gdyby konie starczyły. Te były drogą tak znużone, popodbijane na grudzie, wyziębłe i wychudłe, iż żal ich było dobijać. Medard zwątpił o swoim, czy go do domu doniesie.
Naostatek zostawało już pięć mil tylko... w tym zakącie jakoś zniszczenia i zagonów szczęściem widać nie było. Po wioskach mieszkali ludzie, gdy gdzie indziej stały one pustkami, a włości poszły w jassyry lub w lasy; po dworach siedziała szlachta, choć jak na żarzących węglach.
Miał tu pan Medard znajomego, przyjaciela i krewnego Niemirę w Laskach Borowych... Do niego postanowił zajechać w tej nadziei, że się czegoś o matce i siostrze dowiedzieć potrafi.
Niemirę tego znano w całej Lubelszczyźnie. Był to człek rycerski, podżyły, który za Władysława IV rotmistrzował i wsławił się niemal we wszystkich jego wyprawach. Na wojnie swego czasu bohatersko się niemal stawił i cudów dokazywał, cały też był pocięty od nieprzyjacielskich i przyjacielskich szabel, bo na rękę wyzwany bijał się chętnie i rębacz był zawołany. Pomimo to wszystko, zwano Niemirę rotmistrzem Podwiką — a przyczyną tego była jejmość, z domu Kusbejówna, mało znanego rodu, podobno tatarskiej krwi, niemajętna, nieładna, mała, chuderlawa, która Niemirą tak władała, iż drżał na jej skinienie. W domu on nic nie znaczył prawie, jejmość gospodarowała, procesowała się, kłóciła, posyłała go, miotała nim i w dodatku często jeszcze poczciła przy gościach niemiłym jakim przydomkiem.
A nie była złą kobietą, tylko natury zgryźliwej i potrzebującej mieszać się do wszystkiego, a w domu panować wszechwładnie. Niemira był już siwy, jejmość dużo młodsza i może dlatego kochana Kasia tak nim potężnie władała. Niepo-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/210
Ta strona została uwierzytelniona.