dzić, i przebył tam dni kilka z nią, lecz panna Teresa, powtarzając rozmowę, jaką z nim miała przy rozstaniu, bo ją bardzo dobrze zapamiętała, ręczyła, iż sam naówczas dobrze nie wiedział jeszcze, co z sobą pocznie. Spodziewali się go Niemirowie w Laskach bardzo długo, a napróżno, gdyż ani tam, ani gdziekolwiek indziej u znajomych się nie pokazał.
Nie było człowieka, któryby go nie żałował i nie wspomniał, bo wszyscy się po nim spodziewali wiele i widzieli w nim nad wiek młody wytrwałość a statek osobliwy. I nie było też w okolicy zebrania, żeby o nim nie mówiono, a choć wiele upłynęło lat, w pamięci go tak żywej zachowano, jakby się dopiero wczoraj oddalił.
Domysły i mowy były tak różne, a tak sprzeczne, iż ich i powtarzać nie warto. Dziwiło to najbardziej, że od owego wyjazdu z Lublina nigdzie po nim śladu nie było, nie spotkał go nikt w żywe oczy... a co prawiono, to zawsze gdzieś z trzecich, czwartych ust pochwycone, i świadka, coby go widział, coby z nim mówił, nikt postawić nie mógł.
A że wyjechał we dwóch z Gabrykiem, zdawało się i to dziwnem, by pan razem ze sługą tak przepadł. Nie było w tem niepodobieństwa, przecież rzecz niezwyczajna, aby i zwłok nawet nikt ze znajomych nie napatrzył, i wieści, i jakiejś resztki rzeczy, które miał z sobą, nie znaleziono. Wprawdzie śród tych wojen za nieszczęśliwego panowania kazimierzowego było gdzie przepaść bez śladu, a naginęło ludzi mnóstwo, mało kto jednak zagubił się tak, aby rodzina o losie jego nie wiedziała.
Niemirowie też dowiadywali się pilno, posyłali ludzi i po dwóch leciech, gdy języka żadnego nie było, przypomnieli sobie Teresię, aby jej więdnąć nie dać w klasztorze. Dał do tego powód starszy Laskowski, któremu panny żal było, ba! i wioski bezpańskiej, bo ta, choć się już trochę sama przez się i przez Dębosza znowu
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/220
Ta strona została uwierzytelniona.