Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/222

Ta strona została uwierzytelniona.

ciwiać śmiano, zostawiając tę pociechę, by się nadzieją łudziła.
Z każdym dniem zmniejszało się podobieństwo wszelkie widzenia ostatniego z tych Pełków na Gołczwi; zdawało się, że z nim rodzina wygaśnie. Wieś tymczasem znowu się zaludniła i nowymi przybyszami z rozbiegłych naówczas włościan zasiedliła, bo w gruntach była dobrych, a Laskowski, choć z gospodarstwa słynął, dla ludzi był sprawiedliwym i dobrym.
Dwór powoli do dawnego przyszedł kształtu i porządku, mury wyreparowano, a że Laskowska chciała mieć wszystko, jak za matki, więc nie poznać było prawie, przez co przeszedł przed laty. Pokryto też i odnowiono kaplicę, przyczem nieboszczce pani wojskiej uroczysty pogrzeb sprawili Laskowscy. Słowem, gdyby teraz był mógł Medard nadjechać, rozradowałoby mu się serce, widząc, jak tu wszystko odżyło i krzewiło się po staremu.
Byłby też może do Horbowa rad zawitał, bo tam właśnie gościła razem z podczaszyną młoda wdowa po panu wojewodzie, niegdyś jego ukochana Jadwisia...
Od lat dwóch już zrzuciła była żałobę, w której niemniej się piękną wydawała, niż teraz w wytwornych strojach, które zawsze lubiła.
Miała lat ledwie dwadzieścia kilka, a na wdzięku nietylko nie straciła, lecz wszyscy znajdowali, że jej go jeszcze przybyło. Z nieboszczykiem wojewodą pożycie było nieszczęśliwe, choć jejmość w dostatkach opływała. Nie zbywało jej na niczem, prócz swobody, którą nadewszystko lubiła. Stary mąż, udając młodego, jak starzec jednak był zazdrosny... nie odstępował jej na krok, śledził każde wejrzenie, uśmiech, słowo i męczył ukochaną Jadwisię tak, że gdyby był nie umarł sam, onaby może dłużej z nim nie wyżyła... Zazdrość nieboszczyka zachowała ją takiem dzieckiem naiwnem i niedoświadczonem,