Godziemba się śmiał, afekt stawiąc ponad wszystko, jejmość mu, śmiejąc się, dowodziła, iż afektem żyć nie można. Nie powaśnili się z sobą jednak nigdy, i w Horbowie dobrze bywał widziany. Z nowinkami zawsze przyjeżdżał, często skrzypki przywoził, piękne podarki czynił, a gdy zamieszkał czasem u podczaszyny, miesiącami się go pozbyć nie mogła.
Choć pięć krzyżyków skończył, Godziemba był jeszcze bardzo przystojnym mężczyzną, trzymał się prosto, a gdy szedł, to się umiał wyginąć, jakby w tańcu, dodając sobie prezencji. Twarz też miał dobrze zakonserwowaną i nieszpetną, i klął się, że gdyby tylko chciał, i młodą i posażną wdówkę złapałby dawno, ale mu podczaszyna głęboko w sercu siedziała.
Gdy się Godziemba pokazał, a było ludzi dosyć z sąsiedztwa i ze stron dalszych, powitali go wszyscy, jak człeka, co wesołość przynosi. Jedynyn bo był do rozbawienia ludzi i rozochocenia.
Wnet go obrzucono pytaniami, gdy się dowiedziano, że z Warszawy jechał.
Rozchodziły się już głuche wieści, iż śmiercią królowej i troskami panowania nieszczęśliwego przybity król chciał złożyć koronę. Szlachta to różnie przyjmowała: nie dowierzając jedni, frymarku lękając się drudzy, inni oburzając się na to, aby obelgę taką tronowi i królestwu uczynił, a dobrowolnie się zrzekał tego, o co drudzy gdzie indziej się dobijają. Trzymano do sejmu w tajemnicy owo postanowienie królewskie, lecz już o niem wielu wiedziało, już się nawet powoli tworzyły stronnictwa, z których jedne Piasta chciały, drugie Kondeusza, inne różnych małych a nieznanych książąt wyciągały. Wszystkim dosyć naprzykrzyło się panowanie tego, którego zwano naówczas Kazi-pokojem, a i królowa nieboszczka, mimo wielkich swych zasług i rozumu, lubiona nie była.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/229
Ta strona została uwierzytelniona.