Po przybyciu Godziemby i przytoczonej rozmowie podczaszyna wieczór cały bardzo była zamyślona, a u wieczerzy ktoby był na nią zwrócił uwagę, dostrzegłby, że niespokojnym wzrokiem zdawała się biegać po swym dworze, jakby wszystkich z sobą porównywała. I zadumywała się, wsparłszy na łokciu tak, że ją Godziemba budzić parę razy musiał... stawiąc gałeczki do wyboru. W humorze była kwaśnym, jak rzadko i opryskliwym. Córka się na nią patrzała zdziwiona, zrozumieć nie mogąc przyczyny.
Gdy się nareszcie rozeszli goście, a wojewodzina do swoich pokojów, dobranoc dawszy, odchodziła, matka z nią też posunęła zadumana. Kazano przynieść włoskie konfekty, bo te obie lubiły, i sługi odprawiwszy, poufałą wszczęły rozmowę.
Była ona zawsze niemal jedna. Nie miała większej pociechy wojewodzina nad zbieranie, a nizanie wieczorem, gdyby paciorek na sznurek, triumfów swych dnia każdego. Śmiały się i cieszyły.
— Uważałaś, matuniu, — mówiła tego wieczora piękna Jadwiga — jak książę był pogrążony w myślach i wzdychający, a oka ze mnie na chwilę nie spuścił. Umyślniem udawała, że o nim zapominam i na niego nie patrzę, a wzdychał, aż się stolik trząsł... Albo Pac, uważała matunia Paca? ten aż uwiądł i pobladł... Co zagadam do niego, to się roześmieje... zadrży, przypadnie, i sam już nie wie, co począć z wielkiej szczęśliwości... Chodkiewicz mnie w drugiej izbie napadł samą; myślałam, że awanturę zrobi, bo na kolana padał i w rąbek sukni całował, żebym mu słowo dała...
— Cóżeś mu odpowiedziała?
— Żeby od matki pozwolenie miał! — odparła Jadwisia — a toby go wydziedziczyć mogła, bo wszystko w jej rękach...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/238
Ta strona została uwierzytelniona.