prawda... ale... i ja już się starzeję! — dodała, wzdychając — dwudziesty i szósty rok! Za lat cztery trzydzieści lat. To okropna rzecz!
— Masz jeszcze wiele przed sobą! — przerwała matka.
— A! to prawda! Proński ma pewnie lat pięćdziesiąt i umrze, a ja jeszcze mogę pójść za jakiego króla i być — królową!
— A! dziecko! — całując ją w głowę, zawołała matka — w tej chwili nie wyglądasz na lat dwadzieścia kilka, zdajesz się ich mieć czternaście!...
Co też ci się śni!...
Nazajutrz z rana podczaszyna, kując żelazo, dopóki gorące, naprowadziła Prońskiego na nowe oświadczenie się jej dla córki.
— Mój książę, — odezwała się poważnie — nie ukrywam tego przed nim, iż zaszczyconemi czujemy się wielce tym afektem, który nam okazywać raczysz. Miałam zręczność wybadać Jadwisię, nie jest ona od tego — ja także — lecz położenie nasze zmusza do pewnych warunków. Jadwiga była dosyć nieszczęśliwa w pierwszem małżeństwie... majątek znaczny, który jej mąż zostawił, wydarła potem rodzina... Z siebie niewiele mamy. Muszę czuwać nad jej przyszłością. Onaby o sobie nie pomyślała sama... Co jej książę możesz zapewnić?
Podkomorzy się zamyślił głęboko.
— Pani podczaszyna pozwoli mi być zupełnie szczerym. Moje dobra śląskie całe dożywociem oddaję.
— Mógłbyś książę je zapisać, — rzekła — nie masz bliskiej familji. Jeżeli Pan Bóg pobłogosławi potomstwem, toż weźmie ono po niej, co do niej należeć będzie... jeżeli nie... wszakbyś książę sam wolał, aby ona odziedziczyła, niż kto inny...
Zimny ten targ nieprzyjemne zdawał się czynić na Prońskim wrażenie.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/241
Ta strona została uwierzytelniona.