Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/243

Ta strona została uwierzytelniona.

Reszta rozmowy odbyła się w ogrodzie pocichu. Jadwisia zaraz o dwór cesarski rozpytywać go zaczęła.
Poszła więc sprawa tak dalece po myśli podczaszyny, że tegoż dnia przy wieczerzy Godziemba, który podchwycił tajemnicę, wypił za zdrowie zaręczonych, bogdana i bogdanki, księcia podkomorzego i wojewodziny.
Można sobie wystawić, jak piorunujące wrażenie wywarła ta niespodziana nowina na wszystkich wielbicielach i zakochanych, których czarną polewką nie poczęstowano, ale, jak mówił Chodkiewicz, czarną zdradą! Pocóż było uwodzić, dawać nadzieje, trzymać ich na uwięzi?
Oburzenie było tak wielkie, że zaczęto się pośpiesznie rozjeżdżać, tak że ledwie dwóch, czy trzech młodszych i mocniej rozkochanych, już dlatego tylko, by w te wężowe, bazyliszkowe oczy, co ich wiązały, patrzeć a patrzeć, zostało, na płacz i zgrzytanie zębów.
Kniaź Proński był szczęśliwy i na chwilę nie odstępował narzeczonej, która go męczyła zapytaniami o suknie, stroje i ceremonjał dworu. Ile razy on zaczynał o miłości swej, ona zagadywała czem innem... Zamieniono pierścionki nazajutrz, już przy małej liczbie świadków, do których należał Godziemba.
Królowo moja, — rzekł, wzdychając do podczaszyny — do siwego włosa ściągnęłaś szczęście moje. Kiedyż my zamienimy obrączki?
Uderzyła go po ramieniu podczaszyna.
— Nie bałamuciłbyś, — rzekła — z tego nic być nie może, chyba pojedziesz, jak Pełka, okraść gdzie jakiego Mogoła.
Godziemba nie nastawał już, złożył ręce, poddając się przeznaczeniu.
Wesele wojewodziny miano odroczyć, bo matka miała jeszcze jakieś formalności do dopełnienia, to jest wymagała czegoś od córki dla siebie, a wytargowanie wymagało czasu, ażeby