— Jakto lokajem? — przerwała oburzona Jadwiga — jest przecie podkomorzym!
— A no... tak się to tam zowie, nie przeczę, — mówił Pełka — lecz jeśli sobie wyobrażacie, wojewodzino dobrodziejko, iż to tam podkomorstwo, jak u nas koronne, jedyne, mylicie się. Cesarz jegomość ma ich tam z tuzin, a służby się mieniają, bo ją ciężką mają.
Tu nieco zamilkł.
— Co się stało wszelako, pewnie odstać się nie może — dodał z goryczą. — Gdy mi Prowidencja kazała przybyć w tak szczęśliwą godzinę do tego domu, niechże mi wolno będzie złożyć życzenia i powinszowania. Na dowód, żem dawnym dla domu tego sentymentom i respektom wierny powrócił, — mówił ciągle z coraz lepiej udawanym spokojem — niechaj mi wolno będzie złożyć nietylko słowo „ex intimo corde“ płynące, ale z moich podróży i włóczęgi po świecie małe przywiezione podarunki.
Zwrócił się ku podczaszynie z półuśmiechem na ustach, ale z respektem wielkim w pokłonie i dobył z za kontusza sepecik maluczki ze skóry jakiejś zamorskiej, dziwnie pięknej, bo wyglądała tak, jakby ją kto perełkami osypał, a była twarda i lśniąca... Ten zręcznie otwarłszy, ukazał piękniejszy jeszcze wewnątrz na aksamicie zielonym leżący krzyżyk z diamentów, w którego środku świecił ogromny opal, co go kociem okiem zwano, mieniący się, jakgdyby na ludzi patrzał i mrugał.
Na dłoni podał go podczaszynie.
— Racz waćpani dobrodziejka przyjąć ten maluczki dar od sługi swojego. Mały on i lichy jest, ale krzyż Pański i Chrystusa ojca miłosierdzia przypomina... Komuż to godło słuszniej należy, jeśli nie pani, która jesteś tak dobrą, łaskawą, przebaczającą, miłości pełną, a szczególniej mnie z łask swych pamiętną?
Wyglądało to na diamentowe drwiny z podczaszyny, która do dobroci nawet najmniejszej
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/249
Ta strona została uwierzytelniona.