Podczaszyna, siedząca dalej nieco, nie mogła tych wyrazów dosłyszeć, mocno ją to zniecierpliwiło. Groźno popatrzyła na Jadwigę, którą nawykła była prowadzić jak chciała. Lecz tym razem wojewodzina zręcznie uniknęła wzroku, a w odpowiedzi Pełce rzekła:
— Jabym pana uwolniła od przysięgi!
— Ani żądam, ani przyjmuję, — pochwycił Pełka — owszem wiernym jej chcę zostać... dobrze mi z nią, a cierpliwości dano mi więcej, niż pospolitym ludziom. Starczy jej na długo...
Godziemba, któremu ciągle nakazywała gospodyni, aby się w rozmowę mieszał, odezwał się głośno:
— Miły panie Medardzie — cóż to księciu bogdankę chcesz bałamucić! Ot, lepiej zwróć się ku nam, a uczyń ciekawości słusznej zadość... Widzimy, że koło waszmości dostatnio... przyznajże się, na długo to tego stanie?
Pełka wąsem ruszył z gniewu.
— Przybyłem tu nie bez interesu — rzekł zwolna. — Moich poczciwych Laskowskich spłaciłem w Gołczwi... ale mi w niej ciasno trochę... Pani podczaszyna ma inne dobra i w Horbowie pewnie rezydować nie myśli... Nabywam Prosiniec od Żołudków, targuję folwarków dwa u Laskowskich, kupiłbym i Horbów, gdyby mi go podczaszyna sprzedała... Płacę na stół gotówką... Oto waćpan masz moją odpowiedź — dodał zwolna — a jeśli w okolicy dobra wiesz na sprzedaż, któreby się z temi stykały... daj mi je — kupię...
Godziemba w język się zakąsił.
— Wiele podczaszyna Horbów ceni? — zapytał Pełka...
— Drogo dla waćpana, — rzekła z gniewem gospodyni — a no i sprzedawać nie myślę.
— Jeśli niema intencji, trudno zmuszać, — ozwał się Pełka — bo gdyby o cenę szło... moglibyśmy się porozumieć...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/253
Ta strona została uwierzytelniona.