Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/256

Ta strona została uwierzytelniona.

— Wczoraj w południe — mówił burgrabia, wciąż oglądając się ze strachem — a jak tylko przybył, wzięła go podczaszyna do siebie na rozmowę... potem biegała do córki i do wieczora tak pracowała, tak się kręciła, tak zabiegała, że na rano konie zadysponowano w nocy już... Wojewodzina płakała — a co z tą naszą panią poradzić, gdy się uprze! Z nią nikt nie potrafi nic — to darmo...
Medard się zamyślił smutnie...
Znowu więc przybywał za późno... Nagle podniósł głowę.
— Mosanie Krępa, — rzekł do burgrabiego — jeśli, czego się nie spodziewam, bieda jaka waszmości urosła z tego, żeś mówił ze mną, słowo moje trzymam. Gołczwia otwarta — dworek się znajdzie... Bywaj zdrów.
W mgnieniu oka siadł na konia i już tumanem kurzu pędził znowu ku laskowi, który od Gołczwi oddzielał.
Stare domostwo, wyporządzone już przez Laskowskich, teraz za przybyciem dziedzica i rozgospodarowaniem się jego cale inaczej wyglądało. Laskowscy oboje ustąpili mu chętnie za słusznym obrachunkiem nakładów... Dwór starego szlachcica, ba! i pański w Polsce, zawsze miał trochę natury namiotu obozowego.
Ściany, dach, skorupa zlepiona była ladajako, byle się to trzymało, nigdy jednak z powierzchowności opuszczonej i niepoczesnej sądzić nie godziło się o wnętrzu. Gdy się szlachcic rozpakował i rozgościł, porozwieszał, poprzybijał, gołe ściany i smutne izby cale inaczej wyglądały. To też przybycie wozów tajemniczych Medarda natychmiast nową postać nadało dworkowi szlacheckiemu. Stało w nich sprzętu na ubranie daleko obszerniejszego domu. Poczęła liczna służba uwijać się, wedle rozkazów pana, około przybrania izb i stały się okazałemi komnatami. Podłogi ponakrywano kobiercami, stoły oponami, ściany makatami; gdzie tylko