Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/260

Ta strona została uwierzytelniona.

gdybym ja z waszecią, a deresz mój z waszym koniem dotrzymał, dalipan kopnąłbym się z wami... Jedyna okazyjka!
— Porachujcie się z kośćmi waszemi, — odezwał się Pełka — za deresza dam wam mojego astrachańca, który chodzi kłusem ogromnym, a nosi jak w krzesełku... deresz na stajni u mnie zostanie... „Miseri succurere disco“... — Uśmiechnął się pan Medard: — chcesz jechać, jedź. Któż wie! może gdzie podczaszynę spotkamy, to wy ją będziecie trzymali na uwięzi, gdy ja córkę sobie zagarnę.
— Dalipan, zgoda — krzyknął, kielich wychylając, Godziemba — i niech ci Bóg płaci. Jedziemy... Pasa ściągnę... przeżegnam się i chociam stary... ale jary!
Tak się tedy złożyło, że obaj wyruszyli, nie poczekawszy nawet, by wieczerzę wydychać.
Droga wiodła mimo Horbowa, i zaraz przy pierwszej gospodzie zaczęto języka się starać. Wskazano im gościniec, którędy podczaszyna z rana jechała; że jednak wpobliżu ludzie namówieni być mogli, sprawdzano później co wioska. Nie było wątpliwości, iż uciekały do Warszawy, gdzie się właśnie na sejm zbierało, a że ówczesne drogi większe jedyne były, któremi kolebki z kobietami, kocze i karoce przejść mogły, uciec wbok, gdyby chciały, nie potrafiłyby... Nad ranem łowczy gorzej, niż koń jego, bokami robił, a Pełka pędził.
— Miłosierdzia, mój kawalerze, bo nieboszczyka dowieziesz do stóp podczaszyny, — wołał — wypocznijmy! Kochać się piękną jest rzeczą, „probatum est“, ale żyć jeszcze lepszą. Dopóki siedziałem na dereszu, z którymeśmy się zrośli, miarkował on lepiej nade mnie, ile ja wytrwać zdołam, i stawał, sam czując, że mi wypoczynek potrzebny; a z tym djablim astrachańcem niema sposobu... szedłby dwa dni i dwie noce, bez jadła i spoczynku...