Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/265

Ta strona została uwierzytelniona.

— Niech Bóg radzi o swej czeladzi! — rzekł książę Michał spokojnie. Gdy do elekcji przyjdzie, on rozstrzygnie... komu naznaczyć, by na czele narodu stanął... a no — niezazdrosne to brzemię...
Mówili tak długo w noc o ludziach i sprawach różnych; a poznając się bliżej z księciem Michałem, coraz większą dlań czuł Pełka sympatję. Nigdy dziecka magnata nie spotkał, któreby się tak swojego świetnego pochodzenia wstydziło i tak o niem drugim zapominać kazało.
Gdy nazajutrz rano wyruszyć mieli podróżni, Pełka, przekonany, iż podczaszynę wyprzedzić musiał, zhasane mając konie, postanowił pozostać w gospodzie dłużej. W oczach więc jego wyciągał ten dwór książęcy wdowy Jeremiego, na który patrząc, łza mogła zakręcić się w oku. Kolebka była stara i połatana w domu, konie niegdyś piękne, chude i stare, dwór cały niemal ze starców złożony... ale z ludzi, co nie mieli serca opuścić swej pani, choćby z nią i głód cierpieli. Książę Michał koni miał kilka nieszczególnych, służbę małą i przyodzianą zbyt skromnie. Lecz wszystko to razem obudzało większe poszanowanie, niż najwystawniejsze poczty nowych magnatów, których też same wojny wyniosły i zbogaciły, w jakich Jeremi wszystko, co miał, utracił.
A gdy, wiedziona przez syna, wyszła owa wnuka wielkiego hetmana, wdowa po wodzu wielkim, w czarnych szatach wytartych, w futerku popielicowem ubogiem, z różańcem u pasa, zakwefiona, zgięta wiekiem i bólem — wszystkie się głowy skłoniły przed nią mimowolnie. Książę Michał przedstawił jej Pełkę, który o ten zaszczyt prosił. Staruszka oczy zbladłe podniosła nań milcząca i uśmiechnęła mu się łagodnie.
— Kochaj waćpan mojego syna, a bądź mu przyjacielem, proszę — rzekła cichym i spokojnym głosem. — Słyszałam wasze wczorajsze rozmowy, choć — Bóg widzi — podsłuchiwać