kołatać potrzeba: o gardło idzie... a póki konia i mnie... nie pofolguję...
— Spocznijcie chwilę, — uparcie począł nawoływać Pełka — u mnie ze trzech dworów szlachta nocuje, darmobyście jej szukali. Sumienie wam nic nie zada, gdy tu wytchniecie, a koń choć wysapie się i zęby przetrze...
Klasnął na czeladź, która, u stajen stojąc, gotowała się do drogi, przybiegł parobczak konia wziąć i przeprowadzić, pókiby się nie wysapał. Dał się jakoś namówić i żołnierz zsiadł trochę wyprostować i nogi wyciągnąć. Był to niejaki Sędziszewski, znajomy Świnarskiemu, szlachcic wielkiego serca i sumienia. Wziąwszy na się szlachtę po dworach budzić, nie jadł i nie pił, nie ustając, nie spoczywając, pókiby swego koła nie objechał. Gdyby nie koń, który go zmuszał popasać kiedy niekiedy, ze znużeniaby padł nieborak...
Wszedłszy do izby, gdy misiurkę zdjął, a czoło z pyłu otarł, a siadł lub raczej padł na ławę, długo do siebie przyjść nie mógł. Dopóki na koniu siedział i pasja ta obowiązku go na nim trzymała, sił mu się zdało starczyć... teraz się dopiero okazało, że ledwie dyszał.
Chłop był już niemłody, zawiędły, żelazny... Służył wojskowo od lat trzydziestu, przebył wszystkie potrzeby, i gdziekolwiek pewnego człeka chciano mieć, nikogo innego nie użyto, chyba Sędziszewskiego. Ten nie zmylił, nie zaspał, nie zjadł i nie wypił, dopóki na swem nie postawił..
Świnarski i Węgorzewski chcieli go cokolwiek ze zbroi porozpinać, ażeby tchnął swobodniej, ale się im nie dał...
— Jakbym tylko się rozdział, toby mi wszystko ponadbrzmiewało, a tu niedługo, dalej w drogę muszę... więc... Bóg zapłać panom braciom — wytchnę i tak...
Przynieśli mu jeść, posilił się skromnie, bo i jadła obawiał się za dużo, aby mu w drodze nie wadziło. Dopieroż go badać zaczęto!...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/27
Ta strona została uwierzytelniona.