przyjdzie gdzie dachu nie znalazłszy, a namiotów nie mając, lub bodaj do klasztoru pod klauzurę się wpraszać, gdy mu Pełka oświadczył, że wracając z podróży, dwór tu sobie kupił i ciepła izba ich nie minie, bo przodem już sługę posłał, aby się tam do przyjęcia miano. Ucieszył się łowczy wielce miłą nowiną, bo właśnie most przebywali wśród takiego tłumu, iż się zdawało, jakby go miasto pomieścić w sobie nie mogło...
— Gdybym i ja wiedział, że gdzieś się zatraciwszy na lat kilka, potem się znajdę napowrót tak, jak waszmość z trzosem nabitym i dwory po miastach, a wsi po województwach będę kupował, chociem stary, — rzekł Godziemba — ofiarowałbym się na one rekolekcje... Ależ mi na miłość Bożą objaw, kędy się poławiają owe złote ryby?
Pełka namarszczył się i pochmurniał.
— A no mi waszmość powiedz lepiej, — odparł — naco się to wszystko przydało, kiedy kto szczęścia nie ma? Kupić go i za największe pieniądze nie można... Kłamała podczaszyna, zaręczając mi za to, iżbym i Jadwisię miał, gdybym wcześniej pieniędzy dostał... Doli potrzeba i szczęścia a nie złota, aby człowiekowi na świecie dobrze było.
Zbity z tropu Godziemba już nie odpowiedział nic, a pytać na nowo nie śmiał o ową tonię szczęśliwą, o której nikomu Pełka słowa rzec nie chciał.
Zajechali do dworku, gdzie, z podziwieniem łowczego, wszystko znaleźli, czego dusza mogła zapragnąć, bo i stół nawet nakryty, i na misach wielkich podane jadło wyśmienite, i wino wystałe, i tuwalnie szyte, i nalewki pozłociste. On, co się był w Gołczwi nie mógł napatrzeć dostatkom Pełki, obrachowując na grzywny srebra i na talary bite sprzęt bogaty — tu nowy znalazłszy a równie kosztowny — prawie oniemiał.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/270
Ta strona została uwierzytelniona.