nę, która wzrokiem go zdawała się chcieć wyganiać; przeszedł bokiem i z litością, jakby dla ofiary, postąpił ku młodej pani, witając ją czule. Tem zuchwalstwem poruszona matka, sama nie wiedząc co począć, zwróciła się doń plecami, jakby w pomoc z drugiej izby wołać kogo chciała. Lecz na szczęście księcia tam i nikogo nie było.
Medard podszedł ku Jadwidze.
— Przyszedłem pani winszować i życzyć — rzekł, zmuszając się do uśmiechu.
Jadwiga podniosła oczy pełne wyrazu i smutny uśmieszek przebiegł po jej ustach; podniosła rękę, jakby mu ją podać chciała, wtem matka odwróciła się i spostrzegła to, i gwałtownie pochwyciwszy córkę za rękę, cała zaperzona, gniewna, drugą wskazała drzwi.
— Dosyć tego! idź mi waszmość natychmiast i nie pokazuj się więcej! kwitujemy go ze znajomości, z przyjaźni i z odwiedzin...
To mówiąc, ciągnęła córkę za sobą.
Pełka z litością się uśmiechając, stał i patrzał, spokojność jego do reszty wzburzyła rozgniewaną matkę.
— Pani, — odezwał się do Jadwigi — widzisz i słyszysz, jak jestem sponiewierany, choć zaprawdę na to nie zasłużyłem... Nie sądź jednak, żebym wziął to do serca... Proszę nie zapominać, żem przysiągł na niem nosić jej barwę, a w niem pamięć o was... i gdybyś pani kiedy pomocy, dłoni, opieki potrzebowała — racz się o nią udać do mnie... Choćby z drugiego końca świata, przybędę...
Spojrzeli tylko na siebie, Jadwiga opierała się jeszcze, matka, silniejsza, pociągnęła ją już gwałtem i obie znikły za zatrzaskającemi się drzwiami.
W chwili, gdy miał Pełka wychodzić i zmierzał do progu, ukazał się na nim nieznajomy mu z osoby książę Proński. Domyślił się tego Pełka łatwo z opisów, a on też musiał odgadnąć w nim
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/276
Ta strona została uwierzytelniona.