nieprzyjaciela, bo się oczyma zaiskrzonemi zmierzyli, obaj stając przeciwko sobie.
Podczaszyna, która czy sądziła, słysząc drzwi odmykające się, że Pełka wyszedł, czy domyśliła się powrotu księcia, wbiegła, rzuciwszy Jadwigę, do pierwszej izby.
Medard, obróciwszy się, spostrzegł ją i miał tyle zimnej krwi jeszcze, że się odezwał:
— Może pani podczaszyna zechce mnie księciu przedstawić, abyśmy, gdy się zdarzy gdzie w świecie spotkać, obcymi sobie nie byli.
Tego już było zanadto, zapomniała się podczaszyna.
— Tak! należy, abym waćpana przedstawiła księciu, — zawołała trzęsącym się głosem — jest to sąsiad nasz, pan Medard Pełka, o którym mu podobno wspominałem — który nas raczy ścigać i prześladować, i swojemi afektami pokoju nam nie daje... Czasu wojny, szczęściem, znikł był nam z oczu na lat kilka i zjawił się, chwaląc nie wiedzieć jak nabytemi bogactwy... a dziś przybył nas łaskawie ostrzec, że książę jesteś może Prońskim, ale pewno nie żadnym księciem, i że dobra śląskie trzech szelągów złamanych nie są warte.
Mówiła tak prędko, iż pochwycony nagle tem położeniem niespodzianem, książę stanął jak wryty... Był to człowiek wytrawny, zimny, dworską służbą do hamowania się znać przyuczony, polityk wielki.
Pobladł, słuchając i zdając się namyślać, co odpowie. Oczyma zmierzył raz i drugi Pełkę, który też ruszać się nie myślał.
— Nie wiem skąd waszmość — odezwał się wkońcu, zwolna cedząc słowa, jakby je ważył — wiedzieć możesz o mojem księstwie i o wartości dóbr śląskich?
— Panie podkomorzy cesarski, — odparł Pełka — bo tego tytułu mu nie odmawiam: nie ja mu zaszczytu księstwa przeczę, ale własna jego rodzina. Co się tyczy dóbr, kto bywał po
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/277
Ta strona została uwierzytelniona.