Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/287

Ta strona została uwierzytelniona.

sję z własnej szkatuły, więc póki królem jeszcze jestem, zapłacę i ja, uważając to za dług święty.“
Gdy domawiał tych wyrazów z widoczną radością, księżna podniosła oczy, w których się łza kręciła.
— Niechże mu Bóg zapłaci za jego serce królewskie dla dziecięcia Jeremiego i pamięć woli nieboszczki. Bogdaj mu wygnanie, na które się skazał, lekkiem było i ziemia obca gościnną, i lata ostatnie spokojem, którego nie zaznał na tronie...
Tak ze szczerością wielką spowiadali się z ubóstwa swego matka i syn... a snadź niewielki ów dar przychodził w porę do domu ogołoconego, bo książę zaraz dodał, iż się do podskarbiego królewskiego udawał i że mu nazajutrz wypłacić przyobiecano.
Zwrócił się zatem z uprzejmością wielką do Pełki, pytając go, co czynił? Na co, odpowiadając, przyjaciela przedstawił mu Medard i względom polecił.
Wesoło dosyć rozmawiając, poznawali się bliżej z księciem Michałem, który jedną tylko zbytnią nieśmiałością grzeszył, zresztą umiejąc się podobać wszystkim... bo w nim dobroć i chętne serce czuć było. Lecz w synu Jeremiego nie było odwagi ojca, snadź w młodości nieszczęście i troski go złamały i nauczyły pokory... Wśród obcych też żyjąc, nabrał obyczaju nieswojskiego, układnym będąc do zbytku... Grzecznością swą ziębił, choćby się doń radzi ludzie zbliżali.
Chwilę jeszcze na rozmowie tej zabawiwszy, Pełka z Rożańskim pożegnali hetmanową i księcia, który ich do ganku przeprowadził. Kazano konie podać z ulicy na podwórze, a gdy Pełka swojego miał dosiadać, spojrzał nań książę Michał...
— Dzięki królowi jmci, — rzekł — i ja też dawno pożądanego pod siodło konia dostanę,