Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/289

Ta strona została uwierzytelniona.

lub sama do Polski powróci... Myślał, że może potrzebować będzie jego pomocy i opieki, którą jej przyrzekł, naostatek — sam dobrze nie wiedział, dlaczego w stolicy został... Jakiś instynkt raczej, niż rachuba tu go trzymała; a choć ludzie od niego stronili, niewiele zważał na to.




Pełka był pierwszym, który srebra swe zniósł i pod stopy nowoobranego króla, Michała Wiśniowieckiego, rzucił...
Tajemnica, która te lata życia Pełki otaczała, uśpiona była przez to, że on sam mało się w świecie pokazywał... Teraz zażądał u dworu się stawić i między ludzi znowu wnijść.
W tych myślach, widząc się z Godziembą trzeciego dnia po elekcji, odezwał się doń:
— Widziałeś się, panie łowczy, z boginią swoją?
Łowczy westchnął.
— Właśniem o niej mówić miał — rzekł, — Boginią nie jest, chociaż, prawdę powiedziawszy, Endymjon wysiwiał, a bóstwo strasznie utyło... I to jest dziwna rzecz, iż ta kobieta, mimo tylu trosk i takiej ruchawości, zamiast wychudnąć, jeszcze ciała nabiera...
Rozśmiał się Pełka.
— Snadź te troski niebardzo jej dogryzają; — odpowiedział — nie jest ona ani dla waszmości czuła, ani dla córki, ani dla nikogo na świecie, oprócz siebie samej.
— Licha tam! — szepnął łowczy — przecieżem ją widział łzy lejącą...
— Kiedy?
— Nie dalej, niż pozawczoraj...
— Cóż to? czy faworyt piesek zdechł? czy papuga?
— Nie żartuj waszmość, — odezwał się Godziemba, wzdychając — abyś tego nie żałował.
— Cóż to tam było? — bystro spoglądając, mówił Pełka — czy tajemnica?