Za murami i wrotami nic już widać nie było, i zamek niknął z oczu przychodzącemu. Dopiero przebywszy ciemną, głęboką bramę, której drugie wrota od podwórza broniły, wszedłszy w środek, można się było zamczysku przypatrzyć.
Budowa była osobliwszą, i snadź nie razem wzniesiona, jak Kraków, bo i kamień polny, i cegły, i wapień krajany w sztuki wypełniały w znacznej części niepotynkowane mury... Zamek stał w środku podwórza, przyparty do wieży kwadratowej,[1] niż on był, z herbami też i kamieniem ciosanym na bokach, i zlepiony jak gniazdo nieregularne, z każdej strony, boku, a raczej co krok inaczej wyglądał. Gdzie niegdzie miał dwa piętra, indziej trzy, to znowu mur bez okien goły, a daszki, przyczółki, czapki gontowe i poczepiane pokrycia z dachówek dowodziły, że budowniczym wcale o symetrję nie chodziło. Niektóre części były ozdobnie wykonane, inne grubo i niezgrabnie, łuk gotycki, półokrągłe zasklepienie i linje proste żeniły się, żyjąc z sobą w zgodzie.
Z dawnych czasów pozostały gdzie niegdzie w ścianach jakichś ozdób ślady, z dawnej pobożności wizerunki Chrystusa i kalwarje poprzylepiane do ścian... przypominały kościół... Nade drzwiami tu i owdzie herb jeszcze tkwił napół zatynkowany.
Wszystko to smutne było, opuszczone jakieś, ubogie, ciasne — bez życia. W podwórzu niegdyś brukowanem, którego kamienie napół ziemia okryła, rosła trawa i chwasty. Na murach nawet gdzie niegdzie czepiały się dziko tu wyrosłe krzewiny leśne i drzewka. Ze szczelin wyglądały mchy i stwardniałe pleśni płaszcze... Gdzie niegdzie brakło na dachach gontów przegniłych i obsuniętych dachówek... w niektórych oknach błony były potłuczone, a części ich, zamiast po staremu w ołów, w drzewo już były niezgrabnie oprawne.
- ↑ Błąd w druku; uzupełniono na podstawie wydania z 1876 r.