Obchodząc zamek, trudno było główne wnijście odgadnąć, bo ich tu do siebie prawie podobnych było kilka.
To, które niegdyś do wspanialszego za dawnych czasów zamczyska wiodło, odznaczało się szerokiemi drzwiami, które zamurowawszy, w nich ciaśniejsze nowe pomieszczono. Na tablicy nad niemi stał napis zatarty, z którego tylko kilka głosek luźnych jeszcze odczytać się dawało. Ze ścian wyskakiwało parę ganków z balasami, parę klatek murowanych szafiastych i jedne schody drewniane, uczepione przy murze, prowadziły wprost na piętro.
Oprócz zamku do murów przypięte stały szopy jakieś i domy, pomieszane z sobą, od których wydeptane ścieżyny do zamku prowadziły.
Tam, gdzie kortyny stare, niżej spadając, kawał góry dziedzińcowi zostawiły, znudzony snadź mieszkaniec tej pustelni kamiennej założył rodzaj ogródka... Kilka starych drzew rosło na obrywie i krzewy się zdziczałe plątały koło nich... Z pobożniejszej epoki stał tu wśród lip krzyż kamienny, który deszcze, mrozy i skwary potrosze obłupywały...
Zamczysko ciche... puste, stało, zdając się dogorywać; przecież choć tam żywej duszy widać po całych dniach nie było, ścieżki dowodziły ludzi, zamczyste bramy i ślady wozów i koni...
Skazany na pobyt w tem więzieniu musiał, nawykłszy doń, zamknąć się potem, aby do świata nie tęsknić i swój sobie świat zbudować w cichem tem kółku kamiennem...
Gorącego dnia czerwcowego, gościńcem jedynym, wiodącym ku mieścinie, jechał podróżny ze sługą, który wiódł dwa konie pokryte. Oglądali się po okolicy ciekawie, ostrożnie... i nie pędzili zmęczonych koni... Brnąc po piasku, dobili się tak do pierwszych domostw i wjechali w długą ulicę, ku rynkowi wiodącą, przy którym stał murowany kościół.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/296
Ta strona została uwierzytelniona.