Naprzeciw niego wiecha zielona, wywieszona nad przyczółkiem, zwiastowała gospodę. Na blaszanej chorągiewce na dachu wystrzyżony dzban, stanowił godło jej, zwała się bowiem gospodą „Pod złotym dzbanem“, chociaż w niej inny nigdy nad gliniany i cynowy nie postał.
Niemiec był jej gospodarzem... Nie miał on, oprócz dni targowych, jarmarków i odpustów, wiele do czynienia, chyba, gdy panów mieszczan na radę poufną schodzących się przyjmował.
Podróżny był tu jedną z tych osobliwości, widywanych tak rzadko, iż go w kronikę zapisywano. Musiał to być człowiek zbłąkany, bo tędy nie wiodła żadna utorowana droga. Mieszkańcy Braniborza żyli w tej szczęśliwej spokojności, jakby jedną stanowiąc rodzinę, i dzieci mogły w koszulach wychodzić na rynek dla zabawy, będąc w nim jak u siebie w domu.
Gdy pod wieczór w pustej ulicy zatętniały końskie kroki, a zbrojni podróżni ukazali się, jadąc zwolna i rozglądając po mieścinie, wprędce niemal cała ludność wysunęła się na progi, do okien, w ulicę, aby to zjawisko osobliwsze oglądać...
Dzieci zaczęły uciekać wprawdzie, ale u drzwi się skupiały... Ile było psów, wybiegły, zjadliwie ujadając i w ślad gromadą przeprowadzając podróżnych.
Nim owi goście dostali się do rynku, w którego domach mieszkali honoratiores i właśnie pod gankami powychodzili sobie używać wieczora, który chłodniejszym się być obiecywał — dzieci, psów i różnego rodzaju stworzeń cała gromada ciągnęła się za nimi.
Najciekawszy był widok spętanego konia, który, podzielając zajęcie powszechne cudzoziemcami, choć powoli podskakując, ciągnął też za nimi, dla zrobienia znajomości z luźnemi końmi zapewne. W rynku wrażenie było też niemniejsze. Pasły się na nim dwie krowy burmistrzowskie, które zrazu niespodzianym wido-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/297
Ta strona została uwierzytelniona.