Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/31

Ta strona została uwierzytelniona.

Medard krzepko, nie myśląc o niczem, tylko o matce, rozstaniu i o przyszłej wojnie...
Gdy las się skończył, a nieopodal ukazał się dwór stary w drzew wianku, i drożyna od krzyża pod lasem wijąca się jakby na pokusę wlazła, a Sułtan nawykły ku niej się skierował... Medardowi jakby błyskawica przeszyła głowę i serce... Zawrócił się do Laskowskich, z którymi jechał razem.
— Jakeście bracia mili, nie mówcie nikomu i złej myśli nie miejcie, muszę podczaszynę pożegnać... muszę! Na popasie, jeśli nie wprzódy, was dopędzę, chybaby Bóg niełaskaw. Nie zabawię wcale, tylko z konia siąść, w rękę pocałować i nazad...
— A no, — rozśmiał się Laskowski młodszy — tośmy obaj z panem bratem wiedzieli, że waszmość także tu od krzyża zboczysz... A nie mów nam, że do podczaszynej, bo poco kłamać, kiedy do Jadwisi oczy prowadzą? Niech Bóg szczęści...
Dawszy znak ludziom, aby z taborem jechali, sam konia poparł chłopak i drożyną popod lasem ruszył żwawo... a koń, drogę dobrze znając, kłusował ochoczo...
Dwór w Horbowie niegdyś był pański i dziś jeszcze, choć trochę opuszczony, bo w nim podczaszyna nie oddawna mieszkała, straciwszy rezydencję, z której ją bracia mężowscy wygnali — szczególniej się odznaczał wspaniałym starym ogrodem, obwiedzionym murem dokoła i piękną bramą w dziedzińcu. Reszta niebardzo odpowiadała wyobrażeniu, jakie sobie o nim można było czynić zdaleka. Dwór był wielki, sale ogromne, ale to pustką trąciło...
Jakże serce biło Medardowi, gdy się począł zbliżać ku bramie! Trochę sobie wyrzucał ten krok po wczorajszej z matką rozmowie i jej radach — lecz nie umiał się powstrzymać... Czuł grzech a brnął. Któż wie? — myślał — może ostatni raz ją zobaczyć? może nadaremnie przy-